No shit(coin), Sherlock. Czyli dlaczego wszystkie drogi prowadzą do Bitcoina

No shit(coin), Sherlock. Czyli dlaczego wszystkie drogi prowadzą do Bitcoina

Uniwersalny pieniądz jest w interesie nas wszystkich, uniwersalny system bankowy już nie. Na rynku bankowym powinna panować ostra konkurencja, ale oparta o wspólną walutę. Tylko w ten sposób możemy osiągnąć maksymalną efektywność w pomnażaniu bogactwa – twierdzi Hans-Hermann Hoppe, niemiecki ekonomista i zwolennik anarchokapitalizmu.

Swobodna konkurencja między walutami to idea głoszona przez wielu wolnorynkowców. Opowiada się za nią m.in. Ron Paul, libertarianin i były kandydat na prezydenta USA, który swojego czasu próbował nadać jej odpowiednie umocowanie prawne, by podważyć monopol FED na produkcję pieniądza. To również koncepcja bliska wielu zwolennikom kryptowalut. W końcu rynek „coinów” realizuje ją w najwyższym stopniu. Tymczasem przy bliższej analizie konkurencja między pieniędzmi ma mniej wspólnego z wolnym rynkiem, niż mogłoby się wydawać.

Wielość walut to nie wolny rynek

Tak przynajmniej przedstawia sprawę Hans-Hermann Hoppe, niemiecki filozof, ekonomista, sympatyk anarchokapitalizmu, zwolennik radykalnej decentralizacji i… przeciwnik Bitcoina. Hoppe jest rzecznikiem pieniądza uniwersalnego, ale towarowego: złota. Jego wywody mają jednak odniesienie do świata kryptowalut, a szczególnie – „napięć” na linii Bitcoina i altcoinów.

W tym kontekście po fragmenty tekstów Hoppe'a sięgnął Saifedean Ammous, ekonomista specjalizujący się w tematyce kryptowalut i autor książki „The Bitcoin Standard: The Decentralized Alternative to Central Banking”. Sedno wpisu zamieszczonego przez niego na Twitterze zawiera się w następującym stwierdzeniu:

„Wolny rynek pieniądza nie prowadzi do sytuacji, w której każdy będzie miał własnego shitcoina. Prowadzi do sytuacji, w której każdy skończy w portfelu z jednostkami tej samej waluty – najsilniejszej.”

Na poparcie tej tezy Ammous cytuje obficie fragmenty „Ekonomii i etyki własności prywatnej” Hoppego (1993). Nie jest to może lektura do tramwaju, ale z pewnością tekst warty uwagi. Wyjaśnia on, dlaczego konkurencja między walutami niekoniecznie stanowi wartość związaną z funkcjonowaniem wolnego rynku – a raczej jest następstwem nadmiernej ingerencji państwa w gospodarkę.

„Współzawodnictwo walut to nie efekt mechanizmów wolnorynkowych, ale rezultat stosowania przymusu przez państwo, przeszkód, jakie stwarza administracja na drodze racjonalnych zachowań gospodarczych” – pisze Hoppe.  

Niezbieżność potrzeb i pułapka barteru

W zrozumieniu tego punktu widzenia pomocna jest analogia związana z wymianą barterową (towarową) i tzw. podwójną zbieżnością potrzeb (double coincidence of wants). W warunkach handlu barterowego zbieżność ta jest bardzo niska. Sprawę najlepiej wyjaśnić na przykładzie. Weźmy rolnika, który chce skorzystać z usługi stomatologa. W warunkach barterowych za leczenie kanałowe mógłby zapłacić kozą na postronku lub rodziną niosek.  

Problem w tym, że stomatolog nie ma zapotrzebowania na inwentarz – podczas gdy rolnik odczuwa palącą potrzebę naprawy uzębienia. Innymi słowy, potrzeby potencjalnych kontrahentów nie są w tym przypadku zbieżne. Jeśli jednak w ich relację handlową wprowadzić czynnik pośredniczący, taki jak pieniądz, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Stomatolog może nie mieć pomysłu na wykorzystanie kozy, ale z pewnością potrzebuje pieniędzy. Na przykład po to, by zakupić kozie mleko na śniadanie (doskonałe źródło wapnia, głównego materiału budulcowego zębów).

Hodling jako niska preferencja czasowa

Wspólna waluta rozliczeniowa eliminuje problem ograniczonej zbieżności potrzeb. Dzięki temu napędza produkcję, a wraz z nią wzrost bogactwa. Rośnie również siła nabywcza pieniądza. Spada natomiast stopa preferencji czasowej – to kolejne ważne pojęcie, którym posługuje się Hoppe. Wysoka preferencja czasowa oznacza chęć jak najszybszej konsumpcji dostępnych dóbr, podczas gdy niska – skłonność do powstrzymania się od konsumpcji bieżącej na rzecz wyższej konsumpcji w przyszłości. Ilustracją niskiej preferencji w praktyce jest np. hodling. Osoby wierzące we wzrost wartości Bitcoina nie chcą trwonić jego aktualnej wartości w chwili obecnej, ponieważ sądzą, że siła nabywcza tej kryptowaluty wzrośnie,. W rezultacie za tę samą jednostkę BTC w przyszłości będą w stanie uzyskać więcej dóbr niż obecnie.

Jeden pieniądz, wiele systemów bankowych

W danym momencie na rynku może funkcjonować wiele walut, nie jest to jednak stan optymalny z punktu widzenia racjonalności ekonomicznej. Nie jest to również stan docelowy na drodze rozwoju gospodarki. Zdaniem Hoppe'a konkurencja między walutami nie sprzyja maksymalizacji wzrostu bogactwa – podobnie jak nie sprzyja mu brak konkurencji między bankami. W interesie ekonomicznym każdego uczestnika wymiany gospodarczej jest – twierdzi ekonomista – istnienie uniwersalnego pieniądza i swobodne współzawodnictwo zarówno między bankami, jak i całymi systemami bankowości. Dlaczego uniwersalny pieniądz ma tak duże znaczenie dla gospodarki? Hoppe wskazuje na kilka jego istotnych funkcji:

- ułatwianie integracji gospodarczej, czyli eliminacji barier handlowych,

- poszerzanie rynków,

- zwiększanie podziału pracy, czyli różnicowania zawodów i mnożenia specjalizacji (więcej miejsc pracy),

- racjonalizacja rachunku kosztów.

Konkurencja między walutami? To niemożliwe

Obieg finansowy oparty na wielości walut kuleje na wszystkich wymienionych polach – przynajmniej w stosunku do systemu monowalutowego. Co więcej, zdaniem Hoppe'a konkurencja między walutami, jako różnymi „wcieleniami” pieniądza, jest wyrażeniem wewnętrznie sprzecznym. W dużym stopniu naznaczona jest bowiem wadami przywołanej wcześniej wymiany barterowej, obciążonej niską zbieżnością potrzeb. Wymiana pieniądza na inny pieniądz przypomina w końcu wymianę przedmiotu na inny przedmiot, a nie dobra użytkowego na ekwiwalent wartości, za pomocą którego można kupić dowolne inne dobro (przy posiadaniu tego ekwiwalentu w odpowiedniej ilości). System wielowalutowy jest więc dysfunkcyjny – w tym sensie, że istniejące w jego ramach waluty nie spełniają w maksymalnym stopniu swojej podstawowej funkcji ekwiwalentu towarowo-usługowego. A przez to nie służą maksymalizacji wytwarzania bogactwa.

Hoppe rolę uniwersalnego pieniądza przypisuje złotu. Zwolennicy kryptowalut woleliby raczej przyznać ją Bitcoinowi, względnie innej kryptowalucie. Ale Bitcoin jest w tym towarzystwie pieniądzem najsilniejszym, a, jak stwierdza Ammous, najsilniejszy pieniądz prędzej lub później wyeliminuje wszystkie pozostałe.

Grafika: geralt/pixabay