Górnicy nie przestają kopać. W dodatku robią to ekologicznie
Pogłoski o „spirali śmierci” w branży miningowej są przedwczesne. To prawda, że spadki kursów zmusiły wielu górników do wyłączenia koparek. Jednak na rynku pozostają ci, którzy osiągają większą wydajność. A tak na marginesie: wydobycie Bitcoina jest w 78 proc. zasilane energią odnawialną.
20 grudnia zeszłego roku jednostka Bitcoina osiągnęła rekordową – jak do tej pory – cenę: 19 783 dolary. Potem było głównie gorzej. Obecnie kurs Bitcoina oscyluje w granicach 4 tys. dolarów, co oznacza mniej więcej 80-procentowy spadek rok do roku. To nie powód do dramatyzowania, bo Bitcoin da sobie radę – stanowi logiczną konsekwencję cyfryzacji gospodarki i, mówiąc górnolotnie, jest zgodny z duchem czasów. O ile więc hodlerzy mogą spać spokojnie, o tyle w nie najlepszej sytuacji są górnicy. Nie znaczy to jednak, że większość z nich zwija interes. Takie posunięcie w wielu przypadkach zwyczajnie się nie opłaca. Dlaczego? Znakomicie tłumaczy to Christopher Bendiksen, dyrektor działu badań w CoinShares, we wpisie na łamach Medium.com.
Koszty i zyski, czyli CAPEX, OPEX i ROI
Autor zaczyna wpis od wyjaśnienia kilku pojęć z dziedziny ekonomii, m.in. CAPEX, OPEX i ROI. Pierwsze z nich odnosi się do wydatków inwestycyjnych (ang. capital expenditures). W przypadku górników oznacza to środki przeznaczone m.in. na zakup koparek, pomieszczeń, wyposażenia itp. Z kolei OPEX (ang. operational expenditures) to koszty operacyjne, związane z utrzymaniem bieżącej działalności. W przypadku miningu są to przede wszystkim koszty energii elektrycznej, wynajmu pomieszczeń, jeśli miner nie posiada własnych, wynagrodzeń itp. Lepiej znane ROI to po prostu zwrot z inwestycji (ang. return on investment), czyli stosunek zysku do nakładów inwestycyjnych.
Biznes miningowy można oprzeć na modelu „pre-paid”, w którym górnik kupuje na własność cały sprzęt i infrastrukturę niezbędną do prowadzenia działalności. To wariant skrajny. Skrajnością przeciwstawną jest sytuacja, w której biznes oparty jest wyłącznie na dzierżawie. W pierwszym przypadku wszystkie lub większość (jeśli miner nie ma własnych źródeł energii) kosztów przypisana jest do kategorii CAPEX. Górnik posiada cenne aktywa, ale ciąży na nim również konieczność „odpracowania” nakładów inwestycyjnych. W drugim przypadku wszystkie wydatki plasują się w kategorii OPEX. Górnik nie posiada aktywów, a koszty ponosi na bieżąco – i, teoretycznie, w każdej chwili może zrezygnować z działalności.
Minerzy nie wyłączą koparek, bo im się to nie opłaca
W praktyce większość przedsięwzięć miningowych w różnych proporcjach łączy oba podejścia. Niektórzy górnicy posiadają własny sprzęt, ale wynajmują pomieszczenia. Inni posiadają działkę, pomieszczenia, a nawet źródła energii odnawialnej, ale wynajmują sprzęt. Konkretne przypadki są rozmaite, generalnie jednak zdecydowana większość przedsięwzięć miningowych powiązana jest z kosztami typu CAPEX i OPEX. Ten fakt jest o tyle istotny, że ogranicza on możliwość łatwego i szybkiego wyjścia z górniczego biznesu. Ograniczenie to związane jest również z amortyzacją sprzętu, czyli jego stopniowym zużywaniem się i, w przypadku koparek, zmniejszającą się wydajnością – w stosunku do coraz bardziej wymagających standardów.
Aby biznes miningowy był opłacalny, sprzęt do kopania musi w ciągu swojego „życia” wygenerować większą ilość środków finansowych, niż ta, którą pochłonęły koszty CAPEX i OPEX. Oznacza to, że musi działać tak długo i intensywnie, jak to możliwe. Możliwe nie tylko z technicznego, ale również z finansowego punktu widzenia. W jakim sensie? Bendiksen rozróżnia dwa rodzaje progów rentowności dla minerów. Pierwszy dotyczy zwrotu z inwestycji. Powyżej tego progu biznes jest opłacalny, poniżej – miner ponosi straty, co jednak nie znaczy, że w dłuższej perspektywie nie wyjdzie na plus. Drugi próg dotyczy przepływów pieniężnych. Powyżej tego progu ROI wciąż może być na minusie, jednak poniżej – do biznesu trzeba dopłacać na bieżąco i staje się on nieopłacalny, a w praktyce niemożliwy do utrzymania.
To rozróżnienie pozwala zrozumieć, że ujemne ROI nie stanowi powodu do zamknięcia kopalni i wyjścia z biznesu. Dopóki generowane środki pieniężne wystarczają na pokrycie bieżących kosztów miner będzie kopał, ponieważ leży to w jego interesie: tylko w ten sposób może on odzyskać wydatki poniesione na inwestycję (CAPEX). Nie ma więc podstaw do obaw, że minerzy gremialnie wyłączą sprzęt i zmienią branżę.
Ile kosztuje wykopanie Bitcoina?
Na to pytanie odpowiada Bendiksen w drugiej części tekstu. Według czerwcowego raportu CoinShares całkowity koszt – z uwzględnieniem nakładów na biznes miningowy – „wydobycia” jednostki Bitcoina wynosił 6,5 tys. dolarów. To oczywiście szacunek uśredniony, oparty na przeciętnej rynkowej wartości CAPEX dla biznesu miningowego i przy założeniu, że cena kilowatogodziny energii elektrycznej wynosi 5 centów. W momencie publikacji opracowania kurs BTC wynosił ok. 8,5 tys. dolarów, a więc w ujęciu statystycznym wykopanie jednej „bitomonety” przynosiło ROI na poziomie 2 tys. USD.
Obecnie sytuacja wygląda inaczej. Spadł kurs Bitcoina, a zarazem podrożał koszt jego wydobycia – bo każdy taki spadek oznacza wzrost kosztów dla minerów, którzy zarabiają w bitcoinach. W najnowszym raporcie CoinShares koszt ten został oszacowany na 6,8 tys. USD. W przyjętym w opracowaniu osiemnastomiesięcznym planie amortyzacyjnym komponent OPEX wynosi równo 50 proc. tej wartości. Innymi słowy, wydobyciu jednego bitcoina odpowiada koszt gotówkowy związany z bieżącymi wydatkami na działalność w wysokości 3,4 tys. dolarów. To wciąż poniżej aktualnej ceny bitcoina, która oscyluje w okolicach 4 tys. dolarów.
Mining bardziej eko niż gaming
Minerzy przeżywają więc trudne chwile, ale generalnie są dalecy od zwijania interesu. Słabsi gracze wprawdzie wypadną z rynku, co jest normalną konsekwencją osłabienia koniunktury. Pozostaną ci, którzy potrafią lepiej zoptymalizować swój biznes. Warto wspomnieć o jeszcze jednej kwestii: kryzys w branży może zwiększyć udział tańszych, odnawialnych źródeł energii w zasilaniu kopalni. Obecnie i tak jest on już bardzo wysoki i wynosi 78 proc. – to wynik rewelacyjny na tle globalnej średniej, która wynosi 18 proc.
Już teraz cała sieć Bitcoin zużywa mniej prądu – niezależnie od źródeł – niż domowe konsole do gier. Według danych z raportu CoinShares w gospodarstwach domowych na całym świecie znajduje się ok. 85 milionów konsol PlayStation4, 40 milionów Xbox-ów One i 15 milionów konsol Nintendo Wii U. Średnia ważona pobieranej przez nie mocy wynosi 120W. Przy założeniu, że są podłączone do – uśredniając – 40-calowych telewizorów LED o mocy 40W i używane 4 godziny dziennie, a w stanie bezczynności pozostają przez pozostałe 20 godzin na dobę (pobór mocy ok. 10W), łączna wartość mocy pobieranej przez te urządzenia wynosi 4,9GW. Tymczasem cała sieć kopalni Bitcoin „zasysa” 4,7GW prądu.
W kontekście tych danych nasuwa się następujący wniosek: atakowanie Bitcoina za to, że jest nieekologiczny, jest atakowaniem Bitcoina za to, że stanowi atrakcyjną konkurencję dla panującego systemu finansowego pod wydumanym pretekstem, że jest nieekologiczny. Biorąc pod uwagę zarówno dane na temat zużycia prądu, jak i strukturę źródeł energii elektrycznej zasilających sieć tej kryptowaluty, chciałoby się stwierdzić, że Bitcoin jest bardziej zielony od dolara.
Zdjęcie: xusenru/pixabay