Kiedy pieniądz umiera

Kiedy pieniądz umiera

Adam Ferguson w swojej książce "Kiedy pieniądz umiera" opowiada historię hiperinflacji w Niemczech, której początek datujemy od 1914 roku, kiedy to Niemcy zawiesiły wykup marki na złoto (1/3 zabezpieczona złotem) i utworzyły banki, które poprzez drukowanie nowych pieniędzy finansowały przemysł wojenny i skup obligacji wojennych.

Ponieważ Republika Wejmarska finansowała swój udział w I wojnie światowej poprzez pożyczanie oraz drukowanie pieniędzy (w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, która zdobywała fundusze w dużej skali poprzez podwyżkę podatków), nawet gdyby Niemcy wygrali, byliby stratni. Ciągły dodruk pieniędzy wywołał natychmiastowe konsekwencje. Właściciele fabryk mogli czerpać korzyści z dotacji i dostępu do taniego kredytu, a klasy średnie traciły jakąkolwiek siłę nabywczą swoich oszczędności. W rezultacie 2/3 armii zdezerterowało, aby wesprzeć swoje rodziny.

Po przegranej wojnie, Niemcy musiały zapłacić ogromne reperacje wojenne, w tym:

  • Płacić £100 milionów rocznie w ramach reperacji
  • Płacić 26% podatku eksportowego Francuzom i Anglikom
  • Przekazać Francuzom region Doliny Renu (wraz z 1/10 populacji Niemiec)
  • Zredukować armię do 1/4 jej poprzedniej liczebności

Do września 1920 r. koszty utrzymania w porównaniu z okresem sprzed wojny wzrosły w większości krajów, ale w Niemczech wzrosły nieproporcjonalnie, bo aż dwunastokrotnie. Wraz z rosnącym bezrobociem, stagnacją gospodarczą i żądaniami reparacji, niemiecki rząd dostrzegł potrzebę wydrukowania większej ilości „awaryjnych pieniędzy”, aby pobudzić gospodarkę. Nie bez konsekwencji.

Następował stały wzrost nierówności. Ci którzy zrozumieli, że "gotówka to śmieć" zaczęli inwestować swoje pieniądze na różne sposoby. Ceny akcji gwałtownie wzrosły, w ucieczce przed tracącym na wartości pieniądzem. Niemcy strajkowali i domagali się podwyżek płac, aby zrównoważyć rosnące koszty utrzymania.

Inflacja najmocniej uderzyła w klasę średnią, która utkwiła między młotem wielkiego biznesu a siłą roboczą. Płace klasy średniej wzrosły 2-4 razy, a klasy robotniczej 8-10 krotnie, aby zrównoważyć rosnące ceny.

W styczniu 1923, nadeszła francuska okupacja Zagłębia Ruhry, który był wówczas najbardziej bogatym w zasoby regionem Niemiec i cennym dostawcą bogactwa dla kraju.

Okupacja Zagłębia Ruhry, wraz z trwającymi wypłatami reparacji wojennych, były katastrofalne dla Niemiec. Niemiecki rząd rozwiązał ten problem, drukując więcej pieniędzy. Nastąpiła inflacja, która jeszcze bardziej pogłębiła podział między miastem a wsią. Chłopi nie mogli śledzić deprecjacji waluty i przestali dostarczać żywność do miast. W odpowiedzi wielu mieszczan napadło na chłopów i konfiskowało żywność.

W tym momencie kilogram ziemniaków był wart więcej niż rodzinne srebro.

Podział był nie tylko miejsko-wiejski, ale również oparty na klasach. Zarówno dla osób zatrudnionych, jak i bezrobotnych rosnące ceny oznaczały konieczność protestu w sprawie wyższych płac. Protesty, a następnie zamieszki żywnościowe stały się powszechne. W Austrii, gdzie sytuacja wyglądała podobnie, ludność podpaliła parlament.

Dla tych, których życie stało się trudniejsze, narastała głęboka niechęć do tych, których życie wydawało się normalne. Tymczasem kanclerz Niemiec nie uznawał żadnego związku przyczynowego między drukiem a dewaluacją pieniądza. W rzeczywistości to dewaluacja wywoływała częstszy dodruk waluty, aby zaspokoić tak postrzegany "brak" pieniądza, oraz zmniejszyć rosnące obawy o bezrobocie (i wynikające z tego zamieszki).

Co więcej, ludzie byli rozczarowani rządem i administracją, co doprowadziło do unikania płacenia podatków, mniejszej frekwencji podczas wyborów i powstania politycznych ekstremizmów po obu stronach, a także grup terrorystycznych (takich jak naziści).

Tkanka narodu rozpadła się, gdy wartości etyczne i moralność zostały zniszczone przez inflację.

„Kradzież była lepsza od głodu. Ciepło było lepsze niż honor. Odzież, ważniejsza niż demokracja. Jedzenie, bardziej potrzebne niż wolność”.

Byli tacy, którzy rozumieli, jak wykorzystać system: niektóre niemieckie korporacje rosły dzięki dofinansowaniom do transportu i węgla, taniej sile roboczej, unikaniu opodatkowania i posiadaniu obcej waluty. Spekulanci czerpali zyski z inflacji, pożyczając i spłacając zamortyzowane pożyczki. Byli też tacy, których inflacja zrujnowała: emeryci, oszczędzający i osoby zarabiające na stałe. Przeważnie klasa niska i średnia.

To szaleństwo pieniężne zostało przerwane przez ministra finansów, Schacta, w 1923 r. Ceny ustabilizowały się już po tygodniu i żywność wróciła do miast. Ostatecznie przywrócono równowagę fiskalną. Ale nowy paradygmat dyscypliny monetarnej doprowadził do zwolnienia 150 000 pracowników administracji, wyższego i bardziej zdyscyplinowanego opodatkowania, wyższych stóp procentowych (30-100%) i wyższych cen życia, co doprowadziło do wygórowanej 70% stopy bezrobocia i wielu bankructw.

Ten cykl inflacyjny trwał dekadę. Dwa lata hiperinflacji i wiele więcej bolesnej stabilizacji. Polityka drukowania pieniędzy zniszczyła ekonomię i wywłaszczyła majątek ludzi. Ponadto, według słów Fergusona, „uczyniła Hitlera możliwym”.

Z książek historycznych możemy wyciągnąć wiele lekcji. Jedną z nich jest to, że polityka inflacyjna idzie w parze z rosnącym ekstremizmem politycznym, prowadzonym przez tych, którzy cierpią z powodu korozji ich oszczędności, gdy obserwują, jak siła nabywcza ich stałych wynagrodzeń spada.

Fakt, że banki centralne mogą robić coś (drukować pieniądze), aby złagodzić kryzysy, oznacza, że to zrobią - czasami bez zastanowienia się, czy faktycznie powinny. Niezamierzone konsekwencje ich działań, jak pokazuje historia Niemiec, mogą być katastrofalne w skutkach.