Blockchain wspiera rozwój energetyki peer-2-peer
Technologia łańcucha bloków może znacząco przyspieszyć rozwój energetyki opartej na źródłach odnawialnych. Blockchain wspiera również rozwiązania z zakresu lokalnego wytwarzania energii i jej dystrybucji w trybie peer-2-peer.
Po ostatnich publikacjach na naszych łamach (1, 2, 3) nikt już nie powinien mieć wątpliwości, że Bitcoin raczej sprzyja środowisku, niż mu szkodzi :) Tym jednak, co zwiastuje prawdziwą ekorewolucję w energetyce jest technologia leżąca u podłoża kryptowalut. Zastosowanie blockchaina ułatwia wytwarzanie energii w warunkach lokalnych i umożliwia jej dystrybucję w trybie peer-2-peer, czyli w gronie niewielkich producentów zrzeszonych w sieci.
Energetyka w wersji crypto
Jednym z pionierów takich działań jest Power Ledger, australijska platforma handlu energią odnawialną, w której jednostkę rozliczeniową stanowi token POWR. Niedawno spółka nawiązała współpracę z marką Vicinity Centres, zarządzającą siecią centrów handlowych na Antypodach. Vicinity zainwestowała 75 milionów dolarów we własny program energetyki słonecznej i zamierza stworzyć sieć sprzedaży energii w oparciu o platformę Power Ledger. Zastosowanie blockchaina umożliwi zarządzanie wykorzystaniem i dystrybucją energii w czasie rzeczywistym oraz płynne przechodzenie z systemu solarnego do sieci krajowej – i odwrotnie.
– Postrzegamy nasze partnerstwo z Power Ledger jako ogromną szansę na stworzenie warunków do obniżenia cen energii dla współpracujących z nami sprzedawców oraz klientów. Jednocześnie pozwoli nam ono na dystrybucję czystej, odnawialnej energii do dzielnic mieszkalnych w okolicach naszych centrów – oświadczył Justin Mills, główny manager centrów handlowych Vicinity w wypowiedzi dla „PV Magazine”.
Platformy handlu energią oparte na blockchainie służą nie tylko dużym rynkowym graczom. W założeniu mają umożliwiać dystrybucję energii odnawialnej na skalę lokalną między drobnymi producentami i odbiorcami w trybie peer-2-peer. Większość tego typu projektów znajduje się na razie w fazie pilotażowej. Power Ledger prowadzi obecnie jedenaście takich przedsięwzięć, z których większość zlokalizowana jest w Australii i południowo-wschodniej Azji. W przyszłości podobne inicjatywy mogą przyspieszyć odchodzenie od technologii energetycznych opartych na węglu, co byłoby szczególnie mile widziane w Polsce, która zmaga się z problemem smogu.
Lobbyści w akcji
Niestety, nadejście tej przyszłości opóźniają przepisy, często będące odzwierciedleniem interesów koncernów energetycznych. Problem dotyczy zresztą wielu państw świata, również tych rozwiniętych. Nawet w tak – podobno – wolnorynkowowym kraju, jak Stany Zjednoczone ustawodawcy pracują intensywnie nad tworzeniem utrudnień dla gospodarstw domowych chcących generować prąd na własne potrzeby. Władze Kalifornii, które obecnie wymagają, by każdy dom wyposażony był w panele słoneczne, jeszcze niedawno rozważały wprowadzenie wysokiej opłaty abonamentowej dla gospodarstw samodzielnie wytwarzających energię elektryczną. Z kolei w Minnesocie próbowano w ogóle uniemożliwić korzystanie z „własnej” energii słonecznej przez wprowadzenie nakazu jej sprzedaży do sieci.
Sprzedaż do sieci może być dobrym rozwiązaniem w przypadku generowania nadwyżek – pod warunkiem jej dobrowolności i możliwości uzyskania stawek rynkowych za wytworzony prąd. Ale korporacyjni lobbyści robią wszystko, by nie dopuścić do stworzenia ram prawnych korzystnych dla drobnych wytwórców. Potrafią być na tyle bezczelni, by sugerować, że możliwość sprzedaży energii przez gospodarstwa domowe jest niesprawiedliwa w stosunku do gospodarstw, których nie stać na instalację paneli lub które zwyczajnie tego nie chcą.
Blockchain pomaga, biurokracja przeszkadza
Polska również nie jest rajem dla OZE. Nie tylko ze względów geograficznych, ale również prawnych. Co prawda energię elektryczną na własny użytek można wytwarzać bez koncesji, ale tylko w przypadku korzystania do tego celu z urządzeń o mocy do 40 kW – czyli mikroinstalacji o stosunkowo niewielkich gabarytach. W przypadku aparatury o wyższej mocy niezbędne jest przebrnięcie przez proceduralną ścieżkę i wystaranie się o pozwolenie w Urzędzie Regulacji Energetyki. Gdyby natomiast przyszło nam do głowy sprzedać część wytworzonej energii, powinniśmy nie tylko posiadać koncesję, ale również działalność gospodarczą i odprowadzać podatek VAT. W tych warunkach prawnych handel prądem w trybie p2p przy użyciu tokenów, takich jak POWR, mógłby nas zaprowadzić za kratki.
Rozwój energetyki odnawialnej w Polsce utrudnia nie tylko bałagan prawny, ale również wysoka częstotliwość zmian przepisów. W internecie można znaleźć na ten temat sporo niespójnych informacji, blisko ze sobą „sąsiadujących” pod względem daty publikacji. Według nowelizacji ustawy o OZE z 2016 r. gospodarstwa domowe nie mają prawa do sprzedaży nadwyżek energii – mogą ją jedynie „magazynować”. Oznacza to możliwość wprowadzenia nadwyżki energetycznej do sieci i otrzymania tzw. opustu na wykorzystanie energii sieciowej w przyszłości. W efekcie operator nie odda nam tyle samo, ile pobrał, ale mniej. Proporcje wynoszą 1:0,8 dla instalacji o mocy do 10 kW i 1:0,7 dla pozostałych mikroinstalacji o mocy do 40 kW.
Innymi słowy, ustawodawcy uznali, że gospodarstwa domowe wytwarzające prąd, określone w przepisach mianem „prosumentów”, nie mają prawa do zarabiania na swojej produkcji. Mogą jedynie pomagać koncernom energetycznym zarabiać na prosumenckich instalacjach – bo jak inaczej interpretować przepis o „opustach”? Warto dodać, że oszczędności związane z samodzielną produkcją energii nie „zerują” kosztów zużycia prądu. Gospodarstwa muszą ponosić rozmaite opłaty stałe związane z podłączeniem do sieci.
Foto: analogicus/pixabay