Bitcoin musi być energochłonny. To jego zaleta, nie wada

Energochłonne jest wszystko we wszechświecie, bo wszystko pozostaje w ruchu – pośrednio wyjaśnia to I zasada termodynamiki. Również funkcjonowanie sieci Bitcoin wiąże się z konwersją energii, ale w ten sposób działa cala gospodarka, w tym „tradycyjne” systemy walutowe.

Pieniądze, w tym Bitcoin, to forma przenoszenia energii – twierdzi Dan Held, dyrektor ds. rozwoju biznesu w Picks & Shovels. Held rozwija tę myśl w ciekawym wpisie na łamach Medium.com, odpierając zarzuty stawiane Proof-of-Work (PoW), algorytmowi konsensusu, na którym oparte jest działanie sieci Bitcoin. Chodzi głównie o energochłonność, która wiąże się z miningiem i funkcjonowaniem kryptowalut. Zdaniem przeciwników Bitcoina jest ona szkodliwa dla środowiska, a proces kopania nie wnosi żadnej istotnej wartości dodanej o społecznie pożytecznym charakterze. Poruszaliśmy tę kwestię ostatnio dwukrotnie (TUTAJ i TUTAJ), wykazując, że teza o antyekologicznym charakterze Bitcoina jest chybiona. Jednak Held wplótł to zagadnienie w bardziej złożony wywód. Jak sam przyznaje, za jego podstawę posłużyły rozmaite argumenty i obserwacje pochodzące od komentatorów z branży crypto, które autor zręcznie skompilował i opatrzył własnymi wnioskami.

Pieniądz jako energia

Punktem wyjścia tych rozważań jest interpretacja Bitcoina jako formy konwersji energii lub po prostu jej nośnika. Nośnikiem energii jest zresztą pieniądz jako taki. Nie tylko w tym sensie, że do jego wytworzenia czy przesyłu wymagana jest określona ilość energii. Również w tym, że stanowi on ekwiwalent pracy – a więc zużytej energii – niezbędnej do wytworzenia i dystrybucji określonych produktów i usług. Tekst Helda jest zakrojony dość szeroko. Autor cofa się w czasie do epoki „walki o ogień” i zarysowuje coś w rodzaju historii wzrostu zużycia energii. Najpierw sprowadzało się ono do rozpalania coraz większej liczby ognisk, potem prowadzenia gospodarstw, wymagających choćby wyżywienia inwentarza, znacznie później nadeszły czasy rewolucji przemysłowej, w końcu cywilizacji technologicznej z jej aktualnym „ukoronowaniem” w postaci internetu. Każdy aspekt funkcjonowania współczesnych społeczeństw wymaga nakładów energii, które rosną konsekwentnie i od wieków. W tym kontekście robienie „wymówek” Bitcoinowi, że przyczynia się do wzrostu konsumpcji energii jest czymś w rodzaju kwestionowania nie tylko kierunku postępu, ale postępu jako takiego.

Związek pieniądza z energią dostrzegli już na początku XX w. najwięksi amerykańscy przedsiębiorcy: Henry Ford i Thomas Edison. Promowali oni koncepcję tzw. dolara energetycznego (energy dollar) – nowej waluty, której wartość powiązana byłaby z wartością energii elektrycznej. Wersja bardziej radykalna przewidywała wykorzystanie jednostek energii jako środka płatniczego. W założeniu projekt miał przyczynić się do napędzenia produkcji i ogólnego wzrostu gospodarczego. Pomysł okazał się jednak niemożliwy do realizacji na ówczesnym etapie rozwoju technologicznego: energetyczne pieniądze nie mogły być przekazywane na odległość ani magazynowane.  

Bitcoin nie jest co prawda realizacją koncepcji Forda i Edisona, jednak jego powiązanie z energią elektryczną jest bardzo wyraźne. Funkcjonowanie sieci największej kryptowaluty w oparciu o algorytm PoW wymaga dużych ilości prądu. Specjalizowane układy scalone (ASIC) przeznaczone do miningu dokonują gigantycznej liczy operacji, polegających na odgadywaniu parametru nonce (z ang. number used once – unikalny numer). W efekcie zatwierdzane są nowe transakcje poprzez ich kryptograficzne powiązanie z kolejnym blokiem, a także wprowadzane są do obiegu nowe jednostki kryptowaluty. Gdyby proces ten był prosty, możliwy do realizacji za pomocą zwykłego peceta, miningiem mógłby się parać niemal każdy, a jednostka Bitcoina nie posiadałaby wartości, jaką ma obecnie. Bo, jak głosi trafnie dobrany przez Helda cytat z Marka Twaina, „aby człowiek pożądał danej rzeczy, należy uczynić ją trudną do zdobycia”. Nawet jeśli ta obserwacja poddaje w wątpliwość rozsądek gatunku ludzkiego, to jednak nieźle opisuje jedną z reguł kierujących gospodarką.

Od energochłonności do energetycznej rewolucji

Wysokie wymagania energetyczno-kosztowe gwarantują również niezaprzeczalność (immutability) Bitcoina, czyli praktyczną niemożliwość zmanipulowania historii zapisanych w nim transakcji. To jedna z kluczowych cech tej kryptowaluty i samej technologii blockchain. Warto zauważyć, że to bezpieczeństwo, wpisane w samą strukturę łańcucha bloków, uwalnia Bitcoina od potrzeby stosowania innych energochłonnych zabezpieczeń, np. związanych z systemami antyhakerskimi, a także od konieczności energochłonnego „sprzątania” po szkodach związanych z awariami, na które narażone są systemy bankowe. Jak z nutą egzaltacji zauważa Held,  

„Bitcoin jest supertowarem wytwarzanym z energii, podstawowego surowca wszechświata. Bitcoin transformuje elektryczność w cyfrowe złoto”.

Faktem jest, że tempo zwiększania wydajności ASIC spada, co ogranicza możliwość zmniejszenia nakładów energetycznych na kopanie. Na dłuższą metę nie stanowi to jednak przeszkody w rozwoju sieci Bitcoin ani problemu ekologicznego. Dlaczego? Wyjaśnialiśmy to dokładnie w zalinkowanych wyżej tekstach. Mówiąc w skrócie: Bitcoin, podobnie jak inne sieci kryptowalutowe, mogą korzystać z zielonej energii, w szczególności nadwyżek produkcyjnych, których nie mogą zagospodarować niektóre kraje świata. Wśród nich są m.in. Kanada czy Islandia. To jedne z najpopularniejszych miejsc, w których swoje kopalnie lokują najwięksi minerzy. Takie rozwiązania nie tylko odciążają elektrownie zasilane nieekologicznymi paliwami stałymi, ale również stymulują rozwój energetyki opartej o źródła odnawialne.  

Held wprowadza tu dodatkowy, nieporuszony przez nas wcześniej wątek. Chodzi o prace nad fuzją jądrową. Obecnie fizyczną podstawą energetyki nuklearnej są reakcje związane z rozszczepianiem jąder atomów, głównie uranu. Nauka bada jednak możliwości pozyskiwania energii z syntezy jądrowej – czyli, z grubsza rzecz biorąc, naśladowania procesu przebiegającego we wnętrzach gwiazd: łączenia jąder, zamiast ich rozszczepiania. Oparcie energetyki jądrowej o fuzję oznaczałoby nową erę dla cywilizacji ludzkiej. Zdaniem Helda, kryptowaluty napędzające rozwój OZE i poszukiwania tanich źródeł energii mogą stanowić ważny impuls ekonomiczny w pracach nad „lepszą” wersją energetyki jądrowej. Energetyka oparta na fuzji byłaby znacznie tańsza i bardziej efektywna niż OZE czy energetyka oparta na paliwach kopalnych.

Na koniec warto przywołać zestawienie danych dotyczące zużycia energii i odpowiadających im kosztów finansowych związanych z funkcjonowaniem różnych systemów kreacji i dystrybucji wartości. Bitcoin wypada w tym zestawieniu naprawdę energooszczędnie.

Foto: PeterDargatz/pixabay